sobota, 21 grudnia 2013

Snu pragnę!!!

Święta zbliżają się wielkimi krokami, a ja próbuję uporać się z oględnym ogarnięciem mieszkania. Najmłodsza coś mi zdrowotnie średnio, więc marudna i skrajnie mamongowata. A do tego właśnie dzisiaj odkryłam przebijające się zębiska. Biedna jest. Współczuję jej bardzo, ale - tak całkiem egoistycznie -  sobie też. Ponad roczniak sam w sobie bywa nieco uciążliwy, ale ponad roczniak chory i ząbkujący jest UPIORNY!!!
Ale dajemy radę.
Perspektywa sprzątania wydaje się coraz bardziej odległa. Zostaje zawężona do zbierania, w miarę na bieżąco tego, co dziwnym trafem i przy wydatnej pomocy mojego dziecka  znalazło się na podłodze.
 
Na początek skarpetki moje, potem Dusi, a potem Błażeja - ciekawe, czy mama się ucieszy...


 - No dobra - pomyślałam w pewnym momencie. Trzeba w końcu ugotować jakiś obiad.
Przemknęło mi to przez głowę gdzieś pomiędzy skarpetką, a majtkami. Najprościej - zupę. Mało wysiłku, a efekt fajny. No, w każdym razie, do przełknięcia. Karolinka podreptała za mną do kuchni.

Mamo, ja też będę gotować!

Dałam więc jej łychę i sztućce do sałatek i coś tam jeszcze. A niech gotuje!
Z zapamiętaniem mieszała w garach, przewalała je z łoskotem, ale nie było to ważne. Rozkoszne chwile, w których nic ode mnie nie chciała.
 - Dobra, jest zajęta. Sprawdzę chociaż skrzynkę pocztową. - pomyślałam.
Nie przewidziałam, że moja mała gosposia uzna, że sama zupa na obiad to trochę za mało i... postanowi zrobić drugie danie.

Dobra, kaczka jest i mąka. No to gotujemy drugie danie!

Szczerze? Pół kilo mąki rozsypanej po podłodze i rozwleczonej po całym mieszkaniu nie poprawiło mi humoru. Owszem, moje dziecko było bardzo szczęśliwe. Nie ma to, jak dobra zabawa!
Ja jednak podłamałam się lekko. Pół godziny wcześniej odkurzałam!!!!
- Może pójdziesz spać? - Spytałam słodko najmłodszą.
Odpowiedź była, oczywiście, negatywna. Nie zraziłam się jednak. Wpakowałam Karolkę na plecy.

Nie dam łychy! Moja łycha!

Kręciła się, jakby miała świder pod pieluchą. Nooo ja wiem, to był protest przeciwko spaniu...
- Ale nie, kochana, nie ma tak. - myślałam. Jesteś bardzo śpiąca.
Nie wiem komu to wmawiałam, ale najmłodsza nie miała zamiaru spać. W końcu jednak odpłynęła.






Jakie to cudne! Jaka cisza! Szkoda tylko, że ów stan trwał 15 minut...
Gdy obudziła się pełna energii pomyślałam sobie, że gdyby ktoś wziął mnie w chuście na plecy, to bym nie złaziła ze trzy doby. I spała, i spała, i spała...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz