O chustach

Chusty, chusty, chusty... Oczywiście chusty do noszenia dzieci :) Są coraz bardziej popularne, a jednak wciąż budzą zdziwienie. No fakt, idzie mama z przytroczonym do siebie maluchem i obydwoje wyglądają na bardzo zadowolonych. A to coś w czym maluch siedzi jest kolorowe i wygląda jak szalik. Taki bardzo dłuuuugi szalik, bo spod kurtki mamy wystają szmaciane, kolorowe ogonki. I nieważne czy ktoś wie czy nie wie, co to jest to kolorowe. Zapewne uśmiechnie się i zagada do dziecka, które z błogą miną kontempluje rzeczywistość z bezpiecznego stanowiska tuż przy sercu mamy.
Widok jest rozczulający. A jakby ktoś miał wątpliwości, czy temu malcowi jest wygodnie, to niech popatrzy na jego minę, spojrzy na mamę, która idzie pewnym krokiem, zręcznie omijając uliczne przeszkody, przekraczając krawężniki i mieszcząc się pomiędzy ciasno zaparkowanymi samochodami. I ten ktoś nie będzie miał już wątpliwości, że chusta do noszenia jest czymś najlepszym dla mamy i dziecka.

Wiele mam odkryło ten cudowny (jakże stary) wynalazek i nie wyobraża sobie funkcjonowania bez niego. Ktoś mógłby się spytać: No dobrze, chusta ok, ale po co jest ich aż tyle? Po co tyle wzorów, tyle kolorów? Przecież wystarczy jedna!
No może i wystarczy, ale dlaczego ograniczać się do jednej i tej samej chusty? Chusta do noszenia dzieci to nie tylko narzędzie ułatwiające opiekę nad dzieckiem, lecz także element stroju, kocyk, ukochana przytulanka dziecka, hamak, huśtawka i tak dalej i tak dalej.



Chustę dobieramy pod względem długości, koloru, a nawet rodzaju materiałów z których jest wykonana. Tak, tak. Jest tego całkiem sporo. Lny, jedwabie, wełny, kaszmiry, konopie... Jest w czym wybierać. Mamy chusty gładkie, w pasy-nieśmiertelne pasiaki, w kwiaty i inne wzory. I czyż to nie jest powód, aby mieć więcej niż jedną chustę? Dziecku to może i wszystko jedno jaka jest chusta do której się przytula, którą opluwa (taaaak, maluchy lubią przememłać krawędź chusty, która akurat znajdzie się przy jego buzi), że nie wspomnę o innych "atrakcjach", które mogą się przydarzyć, ale dla mamy to dosyć istotna sprawa.
A już pomijając nawet to, wszystko to okazuje się, że każda chusta  ma swoje zadanie. Jedne są do tulenia do snu, inne to świetne chusty na dalekie wędrówki, takie chusty, które zniosą wszystko i których nie szkoda czasem powycierać o ziemię przy motaniu. Jeszcze inne to rewelacyjne rozwiązanie np. do torebki. Takie podręczne, gdy chodzący maluch zmęczy się bieganiem i będzie chciał chwilkę odpocząć przytulając się do mamy. Czyli wychodzi na to, że różne sytuacje oznaczają różne chusty. Oczywiście wymóg to nie jest, ale czasem warto mieć ze dwie na zmianę :)
Każda początkująca w chustowaniu mama ma dylemat. Jaka chusta, jaka długość. Są chusty wiązane tkane, są chusty kółkowe, a nawet takie cudo jak chusta-kieszonka. A może lepiej chusta elastyczna? Początkowa fascynacja chustonoszeniem przeradza się w chustowy zawrót głowy. Jak z tego wybrnąć? Recepta jest prosta :) Poczytać, popytać, przymierzyć, wypożyczyć i nosić. I powoli to chustowe zawirowanie ustąpi przeradzając się w radość z tak niezwykłej bliskości z maluchem.
Pamiętam swoją pierwszą chustę. Trochę za długą, ale miękką i kochaną. Znoszącą cierpliwie moje ćwiczenia motania. Przeglamaną z milion razy przez mojego synka. Już jej nie mam, ale spełniła swoje zadanie. Sprawiła, że pokochałam noszenie w chuście. Oswoiłam "straszne zwierzę-długą chustę wiązaną" i przekazuję swoją fascynację innym.
Ale najsmutniejsze jest to, że dzieci wyrastają z chustowania :( Robią się coraz starsze i doceniają zwiedzanie świata na własnych nóżkach. A mama z rozrzewnieniem wspomina czasy, kiedy taki maciupki maluszek przytulał się w pełnym zaufaniu słuchając bicia jej serca. Ale przecież chusty są nadal przydatne. Dalej mogą służyć za hamak, huśtawkę lub kocyk. Ale może tą najukochańszą warto schować do szafy i... nosić w niej wnuki? :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz